Sword Art Online Fanon Wiki
Advertisement

Spojrzałam obojętnie na nudną twarz kobiety siedzącej przede mną. Jej niebieskie, matowe oczy ziały zmęczeniem i porażką. Pomyślałam, że Mister Frog nie czuje się spełniona jako dyrektorka szkoły ponadgimnazjalnej na końcu świata. Kolejny człowiek, który umarł już za życia.

- A więc chcesz rozpocząć naukę w tej szkole. - Odezwała się swoim monotonnym głosem, nie zapominając jak zwykle mlasnąć na końcu zdania, jak żaba, która złapała muchę. Kobieta nawet nie próbowała udawać zainteresowania moją osobą. Jeszcze chwila i zacznie sobie czytać gazetę sprzed tygodnia, bo aktualna prasa nie docierała tu zbyt szybko. Zagapiłam się na olbrzymią brodawkę, która zabawnie podskakiwała za każdym razem gdy Mister Frog poruszała ustami.

- Na co się tak gapisz? - spytała zirytowana, a brodawka dostojnie podskoczyła. I w gólę, i w dół pomyślałam z dziecięcym zachwytem. Niestety musiałam otrząsnąć się z tego transu. Przybrałam najbardziej niewinną minę na jaką mnie było stać. Czyli mina numer 12.

- Na nic, psze pani. Tak, bardzo chcę dołączyć do szkoły szanownej pani. - powiedziałam słodko.

- Dlaczego nie przyszłaś z rodzicami?

- Nie mam rodziców, psze pani.

- A prawny opiekun?

- Nie mam prawnego opiekuna, psze pani. - Odpowiedziałam powstrzymując cisnący się na usta uśmiech.

- Rozumiem... więc mieszkasz sama?

- Tak, psze pani. - Irytowało mnie ciągłe mlaskanie tej kobiety. Jeśli chce się czegoś napić, to niech to w końcu zrobi. Albo zje jakąś muchę. Mister Frog westchnęła patrząc na mnie z wyrzutem, jakbym zabrała jej ostatni krem przeciwzmarszczkowy z pułki. Ups, czyżby potrafiła czytać w myślach? Mlasnęła kilkakrotnie i zaczęła szperać w szufladzie. Minutę później wyciągnęła dokumenty do uzupełnienia.

- Aaa, psze pani, w jakiej będę klasie? - zapytałam. Dyrektorka podniosła wzrok znad papierów i mrugnęła kilkakrotnie. Przez pół minuty panowała między nami cisza tak idealna, że nawet słyszałam pierdzenie woźnego na korytarzu. W końcu Mister Frog wybuchła śmiechem, bardziej przypominający suchy rechot, niż śmiech. Bynajmniej, jej rozbawienia nie spowodował woźny. Gdy już się uspokoiła spojrzała na mnie z politowaniem. Nie przestając patrzeć w jej oczy, powoli przejechałam sobie ręką po twarzy chcąc zmazać możliwą plamę.

- Tutaj jest tylko jedna klasa. Należą do niej wszyscy uczniowie. W Verays jest mało dzieci. - wyjaśniła łaskawie. Powoli pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Domyślam się, że wyglądałam bardziej, niż idiotycznie. Mister Ef, jak zaczęłam ją nazywać, skończyła wypełniać dokumenty i wstała, a ja zobaczyłam ją w całej okazałości. Zielony kostium nie pasował do niej i do tego stulecia. Obserwowałam, jak starczym krokiem, na ośmiocentymetrowych szpilkach, podchodzi do jednej z kremowych szaf, otwiera ją i wyciąga dla mnie nowe podręczniki. Widząc moją podniesioną w górę brew i pytający wyraz twarzy wyjaśniła:

- Zamówiłam za dużo egzemplarzy. I tak opłaciło je państwo, bo to jedna z największych dziur w Mistrii. Nie chcieli, żeby żyli tu analfabeci. - Machnęła obojętnie ręką. 

- Aha... Dziękuję. - mruknęłam i odebrałam od niej książki. Dyrektorka usiadła z powrotem w fotelu i zaczęła pisać coś na komputerze. Kilka minut później spojrzała na mnie zdziwiona.

- No co tu jeszcze robisz? Zmykaj do klasy.

Potulnie wstałam i wyszłam z tego niewielkiego pomieszczenia. W ogóle, cały budynek szkoły był mały, może jak dom jednorodzinny. Ruszyłam korytarzem do klasy. Dobrze, że w tej szkole nie kazali nosić mundurków. Zatrzymałam się przed odrapanymi drzwiami i lekko zapukałam. Weszłam do środka, kilka stolików, krzesła, tablica, jedna nauczycielka i pięć uczniów. Wszyscy wgapiali we mnie wzrok. No tak, byłam nowa. Zajęłam jedno z wolnych miejsc i przyjrzałam się innym. Trójka z nich miała mniej więcej 16 lat, dwóch chłopaków i dziewczyna. Jeden, czarnowłosy chłopak, prawdopodobnie w moim wieku. Dziewczyna, długowłosa blondynka chyba też miała 16 lat. Irytowały mnie ich zaciekawione spojrzenia. 

- Przywitajcie nową koleżankę. - powiedziała nauczycielka mdląco słodkim głosem. Fuu.

Nie chce mi się opowiadać, jak minęły mi pierwsze lekcje. Szłam do domu, chciałam jak najszybciej zjeść cokolwiek i sobie pomaniaczyć w PWO. Dobra, dotarłam do celu. Wbiegłam do mojego pokoju i wyciągnęłam sprzęt z walizki. Jeszcze chwilka.

Podniosłam powieki. Otaczały mnie góry, lasy, przejrzysta woda w rzekach. Nademną górowały chmury, powietrze było świeże. Znajdowałam się na urwisku, obok mnie rosła wielka sosna. W dole płynęła jedna z największych rzek tej krainy.

Cofnęłam się kilka kroków, wzięłam rozbieg i skoczyłam w przepaść.

Po czterech metrach rozłożyłam skrzydła i wzniosłam się w przestworza. Czułam wiatr we włosach i szmaragdowych piórach. Śpiewał mi cicho uspokajającą pieśń życia. Natrafiłam na prąd powietrzny, poddałam się mu. Świat Mhysa, brak elektryczności, samochodów, nowoczesnych technologii. Tylko natura. Poza zwierzętami zamieszkiwały tam także Elfy - na ziemi, Anioły - w powietrzu, Nimfy - w wodzie. Ja byłam Aniołem, kochałam wznosić się w powietrzu. Uważałam, że życie to latanie, nawet, jeśli ten świat nie był prawdziwy. Wyrwałam się z niosącego mnie prądu powietrza i zamachałam energicznie skrzydłami. Ich rozpiętość wynosiła cztery metry, choć to mało w porównaniu z innymi powietrznymi graczami. Rozejrzałam się. Na północny-wschód, sto metrów dalej, nade mną. Ciemnofioletowe, lśniące skrzydła poruszały się rytmicznie. Kieł. Uśmiechnęłam się i przyśpieszyłam. Wyciągnęłam ręce przed siebie niczym Superman. Szkoda, że dzięki temu nie leciałam szybciej. W końcu dogoniłam Kła i musnęłam jego lotki moimi. Spojrzał na mnie obojętnie, a ja uśmiechnęłam się szeroko od ucha do ucha. Nie odezwał się. Uwielbiałam go, już od naszego pierwszego spotkania. Zmierzaliśmy do naszego stada. 

Kiedyś wyciągnę z niego jego prawdziwe imię. Kocham go. 

Advertisement